Strona wykorzystuje pliki cookies, które usprawniają działanie serwisu. W każdej chwili możesz wyłączyć ten mechanizm w ustawieniach swojej przeglądarki. W innym wypadku ciasteczka będą umieszczane w pamięci Twojego urządzenia.

 

Uczta u Wierzynka

„Dzisiaj wielkie łowy należą już do przeszłości minionej bezpowrotnie. Jeżeli zdarzają się nawet większe polowania, to w każdym razie nie przybierają one już takich rozmiarów, jak niegdyś; nigdy nie mają charakteru tej wspaniałej rycerskiej zabawy, jaką bywały dawniej. Zmieniły się czasy, zmienił się charakter kraju, zmieniły się też zajęcia i rozrywki ludzi. Miejsce lasów i puszcz nieprzebytych zajęły pola uprawne, liczne wsie i miasteczka; miejsce zwierzyny- stada bydła domowego; miejsce dawnych i zuchwałych buńczucznych rycerzy oraz myśliwych- spokojni rolnicy i przemysłowcy. „To za króla Kazimierza było dużo zwierza, a dopiero (teraz) niema”; skąd więc mają być łowy i łowcy tacy, jak za jego czasów?

(B.Dyakowski - „O dawnych łowach i dawnej zwierzynie”)

Pies towarzyszył człowiekowi od wieków w podboju dzikiej puszczy a najwcześniej używanym przez naszych przodków typem psa- był pies gończy. Do Europy pierwsze psy gończe o charakterystycznej głowie ze zwisłymi, długimi uszami i krótkiej sierści przybyły wraz z rycerzami wracającymi z wypraw krzyżowych. W Polsce ten typ psa zwano ogarem. Pochodzenie słowa „ogar” nie jest do końca jasne, natomiast samą rasę wywodzimy od psów św. Huberta (prawdopodobnie dochodziło do krzyżowania tej rasy z miejscowymi użytkowymi psami gończymi). Nie był rzecz jasna wtedy ujednolicony wzorzec rasy, związki kynologiczne nie istniały a najistotniejsze były przymioty użytkowe psa gończego. Wpływ na kierunek rozwoju rasy miały także same psy, te mniej zdolne do łowów były eliminowane przez samą pracę w łowisku, w wyniku planowej hodowli były eliminowane ogary agresywne w stosunku do innych psów i ludzi, które mogłyby „cały kunszt łowów popsować”. Wpływ na wygląd ówczesnego ogara miały również upodobania własne te psy hodujących. Stąd na licznych zachowanych obrazach, wizerunek ogara jest tak zróżnicowany.

Przez całe wieki ogar nam wiernie towarzyszył. Na podstawie zachowanych materiałów można wysnuć przypuszczenia, że psy w tym typie znane były już od XIV wieku i aż do XVIII ogary były bardzo popularne na terenach Polski. Były tak cenne, że raczej nie można było ogara kupić za ciężkie złoto a stanowiły jeden z najcenniejszych, także królewskich, prezentów.

Pierwsze wzmianki o ogarach w literaturze polskiej znajdują się w poemacie Tomasza Bielawskiego „Myśliwiec” napisanym w 1595 roku, również Mikołaj Rej w „Żywocie człowieka poczciwego”(1568 rok) wspomina te psy. W 1608 roku ukazał się pierwszy traktat naukowy poświęcony ogarom: „O psach gończych i myślistwie z nimi” wojewody poznańskiego hrabiego Jana Ostroroga, wydany w pełnej formie w 1618 roku pod tytułem „ Myślistwo z ogary”. Hrabia opisuje w swoim traktacie własne, a także odziedziczone po nieżyjących już myśliwych, doświadczenia dotyczące hodowli i użytkowania ogarów. Hrabia zawarł tam również historyczne (najczęściej muzyczne) imiona ogarów jako rzecz istotną. Sposób naszczekiwania na ciepłym tropie zwany „graniem”, gdzie głosy poszczególnych ogarów w złai różnią się między sobą tworząc informację dla myśliwych ale i zarazem pełną harmonii muzykę, znalazł odbicie w licznych utworach literatury pięknej…

 

Tadeusz Ajdukiewicz "Wyjazd na polowanie"

 "... Nie wiem, która ich muzykalna schola
Uczyła tego ut, re, mi, fa, so, la,
Że tak paradnie głos miarkują w borze,
Jak w jakim chorze.
Jest dyszkant z basem, są średnie tenory,
Jest flet rzewliwy, jest i depres spory,
Są alty głośne dane z garł tak wiela,
Jedna kapela ..."

Jan Kochanowski

 

A. Raczyński "Myśliwy z zającem"

 „ Te ogary rwą jak czarty.
Już z barłogu go wygnały.
Jakaż piękna to muzyka,
czyżby Mozart taką stworzył???
Złóż tu strzelca nieboszczyka,
a z pewnością wnet by ożył!!!...”

Leopold Starzeński

 

J.Kossak (1824-1899) "Polowania par force z ogarami"

„Gdy wybije mej śmierci godzina
pochowajcie mnie w kniei zielonej…
niech nade mną zaszumi gęstwina
hymn myśliwski radości minionej…
Kiedy wiosna radosna nastanie,
niech nade mną pieśń głuszca posłyszę,
niechaj słonek miłosne chrapanie
do snu mogiłę kołysze…
Gdy po letnim szaleństwie zieleni
szczere złoto okryje konary,
gdy nadejdzie cudny czas jesieni
niech nade mną zagrają ogary…
Na ten głos mojej duszy tak miły
żar zakipi w sercu wystudzonym….
i ożyję, i wstanę z mogiły-
chwycę broń i polecę za gonem… .”
Julian Ejsmond

 PAN TADEUSZ
księga czwarta

 

"... Szczęściem, człowiek nie zbłądzi do tego ostępu,
Bo Trud i Trwoga, i Śmierć bronią mu przystępu.
Czasem tylko w pogoni zaciekłe ogary,
Wpadłszy niebacznie między bagna, mchy i jary,
Wnętrznej ich okropności rażone widokiem,
Uciekają skowycząc, z obłąkanym wzrokiem:
I długo potem, ręką pana już głaskane,
Drżą jeszcze u nóg jego strachem opętane.
Te puszcze stołeczne, ludziom nie znane tajniki
W języku swoim strzelcy zowią: mateczniki...
... Tadeusz się dowiedział, że niemało czasu
Już przeszło, jak ogary wpadły w otchłań lasu.
Cicho; - próżno myśliwi natężają ucha;
Próżno, jak najciekawszej mowy, każdy słucha
Milczenia, długo w miejscu nieruchomy czeka;
Tylko muzyka puszczy gra do nich z daleka.
Psy nurtują po puszczy jak pod morzem nurki,
A strzelcy obróciwszy do lasu dwururki
Patrzą Wojskiego: ukląkł, ziemię uchem pyta;
Jako w twarzy lekarza wzrok przyjaciół czyta
Wyrok życia lub zgonu miłej im osoby,
Tak strzelcy, ufni w sztuki Wojskiego sposoby,
Topili w nim spojrzenia nadziei i trwogi.
«Jest! Jest!» wyrzekł półgłosem, zerwał się na nogi.
On słyszał! oni jeszcze słuchali - nareszcie
Słyszą: jeden pies wrzasnął, potem dwa, dwadzieścia
Wszystkie razem ogary rozpierzchnioną zgrają
Doławiają się, wrzeszczą, wpadli na trop, grają,
Ujadają. Już nie jest to powolne granie
Psów goniących zająca, lisa albo łanie,
Lecz wciąż wrzask krótki częsty, ucinany, zjadły;
To nie na ślad dalekie ogary napadły,
Na oko gonią, - nagle ustał krzyk pogoni,
Doszli zwierza - wrzask znowu, skowyt, - zwierz się broni
I zapewne kaleczy, śród ogarów grania
Słychać coraz to częściej jęk psiego konania...
... Nie było rady! wszyscy pomimo zakazu
W las pobiegli, trzy strzelby huknęły od razu,
Potem wciąż kanonada, aż głośniej nad strzały
Ryknął niedźwiedź i echem napełnił las cały.
Ryk okropny! boleści, wściekłości, rozpaczy;
Za nim wrzask psów, krzyk strzelców, trąby dojeżdżaczy
Grzmiały ze środka puszczy ...
... A niedźwiedź, odstraszony psów i ludzi tłuszczą,
Zwrócił się nazad w miejsca mniej pilnie strzeżone
Ku polom, skąd już zeszły strzelcy rozstawione,
Gdzie tylko pozostali z mnogich łowczych szyków
Wojski, Tadeusz, Hrabia, z kilką obławników.
Tu las był rzadszy; słychać z głębi ryk, trzask łomu,
Aż z gęstwy, jak z chmur, wypadł niedźwiedź na kształt gromu;
Wkoło psy gonią, straszą, rwą; on wstał na nogi
Tylne i spojrzał w koło, rykiem strasząc wrogi...
... Przewróciwszy się młyńcem, cielska krwawe brzemię
Waląc tuż pod Hrabiego, zbił go z nóg na ziemię.
Jeszcze ryczał, chciał jeszcze powstać, gdy nań wsiadły
Rozjuszona Strapczyna i Sprawnik zajadły ..."
Adam Mickiewicz

PROZA

 

J.Kossak (1824-1899) "Polowanie u Sapiehów- biwak"

„DOLINA ISSY”
"... Romuald miał cztery psy: trzy gończe i jednego wyżła.
Czarnopodpalany ZAGRAJ z żółtawymi brwiami odzywał się basem.
W wieku statecznym ceniony za upór i wytrwałość,
tym uporem nadrabiał węch nie więcej niż średni. Jeżeli gubił trop,
nie miotał się bezładnie to tu to tam, ale zataczał koło według rozsądnego planu.
Tenor DUNAJ, wyglądający podobnie, tylko szczuplejszy,
nie zdobył sobie szacunku, bo był fantastą. Raz zasługujący na najwyższe pochwały,
kiedy indziej do niczego, uzależniał swoją gorliwość od humoru i nieraz tylko markował,
jakby mówiąc: "śpiewać mogę, ale niech one znajdą, mnie dziś głowa boli".
Węch niezawodny i zapał, same cnoty, reprezentowała żółta suka LUTNIA
z rasy kostromskich ogarów. Żar w jej oczach zupełnie złotych mienił się fioletowo i niebiesko,
jej piękne łapy opierały się miłośnie o pierś pana Romualda. ..."
"... Nagle, daleko, usłyszeli cienki psi głos: "Aj, aj". "A nie mówiłem! LUTNIA".
Znów nic. I znów: "AJ, aj". "Doławia się, trop niewyraźny, musi popracować".
Wtedy Tomasz usłyszał po raz pierwszy w życiu granie gończych:
"Ach, ach, ach, ach, szło teraz równo, zaraz dołączył drugi głos.
"DUNAJ" - krzyknął Romuald ..." "... Granie psów buchnęło na lewo od nich, pragnienie,
upór, dzikość, i umilkło. "Aj, aj" zawodziła znów doławiając się LUTNIA. ..."
Czesław Miłosz

 

J.Kossak (1824-1899) "Polowanie u Sapiehów- niedźwiedź osaczony"

„SOBÓL I PANNA”

"... W szerokim szumie przechodzącym nawałą do drogi,

można już było rozróżnić basy i tenory psów, alty i dyszkanty suczek.

Grała duża dobrana psiarnia. Michałowi zdawało się,

że poznaje po głosach znajomych śpiewaków,

jak ZAGRAJ, GRZMILAS, TRĘBACZ i słynne śpiewaczki: DUDĘ, LUTNIĘ, PŁAKSĘ..."

Józef Weyssenhoff

 

J.Kossak (1824-1899) "Polowanie u Sapiehów- wyjazd"

„SZCZENIĘCE LATA”
"... W czasie gonu, czy to jest blisko, czy daleko, czy zbliża się czy oddala,
myśliwy nie jest skazany na bierne czekanie. Jeśli sfora jest dobrze zestawiona,
ma w każdej sekundzie szczegółową relację z psich głosów o położeniu w terenie.
Doświadczony myśliwy z "grania" poznaje czy gonią szaraka, czy wilka,
czy lisa, czy idą "na oko", czy tropem a jeśli tak, to w jakiej przypuszczalnie
odległości i który pies widzi zwierza, a który się "doławia"
I ta pełna wyrazu muzyka lasu jest największym urokiem polowania z gończymi ..."
"... Bieda jest z tą młodzieżą. Mamy dwa nowe gończe: DUNAJA i WISŁĘ.
Z pozostałych trzech psów dwa są pierwszorzędne:
pies ZAGRAJ odznaczający się przepięknym basem, wielką rozwagą,
wytrwałością i statecznością. Suka ŚPIEWKA ma bajecznie koloraturowy sopran,
fenomenalny węch, który pozwala jej iść za tropem z głową wysoko wzniesioną
oraz piekielny temperament, który ją czasem wbrew rozwadze ponosi i w skutek tego,
doławiając się, jeszcze przed ruszeniem zwierza,
nie może od czasu do czasu wstrzymać wydzierającego się z piersi szlochu pożądania.
Piąty pies MURZA jest dobrze dobranym altem, bąków nie strzela,
gon ma dobry, nieco jednak mało inicjatywy, traci ślad,
zwłaszcza, gdy wypchnie nastrzelbę kota i ten czy to chybiony, czy nie strzelany - pójdzie dalej;
trzeba go wtedy przeprowadzić przez linię i pyskiem tknąć w dalszy trop.
Stoi las cichy i znowu gdzieś z dalekich, czarnych, tchnących wilgocią ostępów wypływa cichutki,
przerywany, tłumiony psi jęk pożądania.
To ŚPIEWKA doławia się ...
... Pojękiwania trwają od dłuższego czasu - na pewno jest już przy niej milczący
ZAGRAJ, pewno lasem pośpieszają pozostałe. Nagle pojękiwania zmieniają się
w równy, dźwięczny jak szklany dzwoneczek jazgot: "aj-aj-aj-aj". Dołącza się do
niego huczący, soczysty jak z pustej beczki głos ZAGRAJA:
"ą-ą-ą-ą". Ukosem przez las przebija się alt MURZY - zabiega szarakowi drogę.
Teraz są trzy głosy ..."
"... Gon teraz idzie pełny. Las rozdźwięczany jest jak pudło basetli. Gdzieś tam,
położywszy słuchy na karku, ciągnie za sobą ten pawi ogon dźwięków niepozorny
szarak. Oczy aż bolą wlepione w las, palec na cynglu. Muzyka gonu wzbiera do
najwyższego napięcia, wywala się z czarnej ściany lasu, już przedrze seledynową
koronkę brzózek, już wnet gon cały wypadnie na groblę ..."
"... O, jakże cudownie słychać teraz gon, kiedy wiadomo, że szarak się oddala, kiedy
nie trzeba się emocjonować o strzał. Psy dobre - nie rwą sią, by złapać szaraka -
ZAGRAJ trzyma sforę w rygorze - i gon idzie równo, w oddali kilometra zlewa się
w jeden ton pięciobarwny, rzekłbyś jedzie ktoś z janczarami na skraju lasu. Potem
cichnie w przestrzeni bas ZAGRAJA, głosy młodych, alt MURZY i tylko długo jeszcze
słychać dyszkant ŚPIEWKI. Wreszcie nie słyszę nic..."
"... Po chwili, wydzierając się jakby spod ziemi dobiega głuche "aj-aj" ŚPIEWKI.
Wyraźnieje coraz bardziej, jakby ktoś tłumik zdejmował na instrumencie. Oto już
inne głosy; ale basu ZAGRAJOWEGO nie słychać - ZAGRAJ nie gra, znaczy
węchem gonią; zając lekko przed nim idzie; panicz niech uważa, bo ...
Twarz leśnika -kamienieje i oczy wlepiają się w jeden punkt: tam, z zatoczki
brzozowej, szybko biegnie - pierwsza myśl - pies - nie, na Boga cicho położywszy
uszy, sadzi wprost na groblę szarak. Strzelba akurat nie zawiodła - wypaliła! ...
Zając leci przez głowę fikając koziołki... Leży - ani drgnie - ogromny zając, a w szyi
zieje mu ogromna rana. Z lasu wybiegają psy i radują się..."
Melchior Wańkowicz

 

J.Fałat "Polowanie w Nieświeży"

"POPIOŁY”
"... ogary poszły w las. Echo ich grania słabło coraz bardziej,
aż wreszcie utonęło w milczeniu leśnym..."
"...w istocie słychać już było dźwięk dwu głosów; NIEMNA i WISŁY,
ale tak daleko, gdzieś w ciepłej kniei, na południowym łańcuchu gór,
że tylko młode ucho mogło rozróżnić to granie. Echo płynęło z wolna,
jakby w znużeniu, ale zbliżało się ciągle Nim jedno leśnych krańców dosięgło,
już płynął w pościgu rzeźwy huk niby muzyka złowroga, pełna dzikiego czaru, gwałtu i siły..."
Stefan Żeromski

 

Alfred Wierusz Kowalski "Rankiem na polowaniu"

„Z PSIARNI, POLA I KNIEI”
"... w tym celu dobrał on CIUCHOWI i DYNDZIE za towarzysza kontrolera i nadzorcę,
ogromnie mądrego ogara DUDĘ. Ów DUDA miał w głowie moc rozumu na wszystko,
czego myśliwy mógł sobie życzyć ..." "... był to piękny pies z obwisłymi uszyma i wargami,
a ze zbójeckim wyrazem w wyłu¬piastych oczach;
ubarwienie miał niewyraźne, ryże, podobne nieco do lisiego,
z płowymi okularami przy oczach..."
Adolf Dygasiński

 

Tadeusz Ajdukiewicz "Scena z polowania"

„LEŚNE OGNISKO”
"... po dobrym kwadransie gdzieś w ostępie ozwał się ostry jazgot PRYMKI,
potem bas MINORA, i oto zagrała cała sfora, jak organy.
Szedł gon coraz bliżej i bliżej, niecąc pożar we krwi myśliwego, cudowną muzyką,
zalewając cichy świat zaśnieżony. Zbliżała się nawałnica,
oto zamigotało coś przede mną i jak szary kłębuszek, wytoczył się zając..."
Włodzimierz Korsak

 

Czesław Wasilewski "Udane łowy"

PAMIĘTNIKI
"... W pełnej złota jesieni, nabrzmiałej sytością różnych odcieni spadających liści,
w ostępie wiekowych buków i dębów, przez których konary wesoło strzelało
swymi promieniami zachodzące słońce, moja sfora ogarów
ŚPIEWKA z Kresów i AKORD z Wypalanek wpadła na trop i zaczęła "dłubać"
niezdecydowanymi dźwiękami zławiała odwiatr zwierza.
Rozeznane przez nas na błotnistym przesmyku odciski rapci i szpil zdradzały
pierwszej świeżości trop grubego pojedynka - odyńca.
Po kilkunastu sekundach ogary "pojęły" odwiatr sprawcy tropu - kroczącej sztuki;
serce zakołatało przyspieszonym rytmem, zaschła ślina w ustach,
emocja brała górę nad koniecznym spokojem, gdy zaczęła się lać pełna grozy muzyka,
wściekła, płynąca jakby z otchłani wielu gardzieli.
Tony szły nieprzerwanie z wdechem i wydechem psów w najniższej
oktawie jaką może sobie przyswoić czułe ucho gończarza.
Od barytonu przez basy do kontrabasów... Podziwu godne, że ogarzyca,
która zazwyczaj popisywała się dźwięcznym i donośnym sopranem
czasem modulowanym w alt, przestroiła swój doskonały instrument nie do poznania.
Były to dźwięki zupełnie inne, wręcz niesamowite.
Efekty akustyczne, jakie do nas docierały, zlewały się w jedną zgodną,
pełną dynamiki minorową symfonię.
To nie było spokojne, klarowne cukrowanie za gachem w Sudetach,
jakie swego czasu przeżyliśmy... Najwidoczniej sfora przez swój "cnotliwy nos"
wiedziała, że w gonie nie ma z byle kim do czynienia.
Rozegrane gonienie potężniało oddalając się w kierunku znanego nam uprzednio matecznika,
pełnego chaszczy, splątanych gałęzi głogu, tarniny, dzikiej róży, jeżyn i malinisk.
Omszałe wiatrołomy i wykroty broniły wejścia do bagniska,
z którego strzelały ostre jak nóż turzyce.
Urokliwe to miejsce służyło jeleniom i dzikom za kąpielisko, w którym lubiły się tarzać...
Wrzaskliwe sójki, plotkary leśnych uroczysk, darły się chrapliwie,
przelatując z konara na konar. Obgadywały czarnego mocarza i jego przygodę.
Gon trwał pełny i wytrwały. Gra niosła dźwięki groźne, jadowite, lecz trwożne.
Nagle w sercu ostępu wybuchła eksplozja niesamowitej wrzawy.
Bór powtarzał natarczywy krzyk sfory.
Do tej niecodziennej gry dołączył się spłoszony sarniak-rogacz,
który swym przeraźliwym szczekaniem wprowadził dysonans do gonu.
Pomogły mu w tym zdartymi głosami sójki i wszelkie ptactwo pozostające u nas na zimę.
Dla nas było zupełnie jasne, że ogary zaczęły "forsować" króla buków i dębów
ku naszym stanowiskom. Śpiewka była artystką w napędzaniu zwierza na myśliwych.
Używała w gonie tylu zaskakujących metod,
że prawie zawsze dała okazję do spotkania się ze zwierzyną.
Akord uczył się od niej i pomagał, jak zezwalał na to jego młody wiek.
Wiadomo było z modulacji głosów ogarów, że ruszyły odyńca z barłogu, przerywając mu drzemkę.
Czarny mocarz fuknął gniewnie, aż odgłos doszedł do naszych stanowisk,
napawając dreszczem grozy.
Sapnął dwukrotnie i klasnął orężem wprowadzając do gonu dodatkowy efekt dźwiękowy.
Stary bór podwajał to słuchowisko..."
"... Zadufany w swoją moc odyniec, widmo kniei,
potomek dawnych szablistych pojedynków, uparty złowieszczy,
osaczany był przez sforę ogarów, umaszczonych stosownie do jesiennej kniei.
Potężny czarny kadłub przystanął, wściekłość go oślepiła, zjeżył chyb, podniósł w nim pióra.
W największej podniecie zgrzytnął fałszywie orężem; zaświeciły się szable
i fajki, które ostrzył kłapiąc. Z gwizdu spływała ślina. Dzik "pienił się".
Sapnął groźnie i ruszył jak burza na psy. Ciarki po nas przeszły.
Niewiele brakowało by "ciął i "pruł" jak burza Akorda.
Jednakże przystawa, jaką była ogarzyca Śpiewka, w porę ostrzegła syna, który w czas odskoczył.
Sfora znała sposoby obrony przed dzikami, gdyż była w łowach na nie doskonale zaprawiona.
Lecz ten osobnik był wyjątkowo gruby i sadlisty.
W swej pamięci węchowej sfora nigdy nie notowała takiego
odwiatru od żadnego z dotychczas gonionych dzików.
Ogary ... nie żałowały gęby. Nacierały zajadle, nękając by wyparował na nas.
Zachowywały jednak należyty respekt przed mocarzem..."
"...Z przy rzutu padł złowieszczy strzał... Zwaliło się widmo kniei - czarny król buków i dębów
na kobierzec jaki mu knieja usłała.
Śpiewka dopadła go w euforii gonu, za nią zaraz ze złym, pełnym płomienia spojrzeniem Akord.
Uciął się gon, niepowtarzalna kantata puszczy...
Ogary otrzymały odprawę zabrzmiał na rogu hejnał odtrąbiający śmierć czarnego zwierza –
knieja muzykę tę powtórzyła..."
Wacław Konstanty Lesiński
Wybrał Marek Bochenek

 

Naughty Boy Charles Burton Barber (1845-1894) fot. Harry Bosssska

 
************************************************************

Wybrane fragmenty mówią nam o imionach ówczesnych ogarów (napisane zostały przez Marka celowo drukiem). Tak jak np. wyżły w owych czasach nazywane były najczęściej imionami ptaków np. Sokół, Derkacz itd. tak ogary o dźwięcznych głosach nosiły imiona od ich grania, muzyczne- najczęściej były to nazwy instrumentów muzycznych jak Lutnia czy Cytra choć imię Szukaj lub Zagraj, Szumlas czy Śpiewak wpisuje się również jak najbardziej w tradycję ogarzą. Tenor, Bas, Płaksa czy Dyszkant to były tradycyjne „przezwiska” grających na tropie ogarów.

Bo trzeba w tym miejscu wyjaśnić, że to nie były zwykłe „imiona” psie a grające ogary nazywane były przez myśliwych zgodnie ze starą tradycją gończarską: nie imieniem a tzw. przezwiskiem (bez względu na to, co pies miał zapisane w rodowodzie, ogar posiadał także przezwisko o jakimś ważkim dla polującego z ogarami znaczeniu). Gdy było więcej ogarów, również łączono przezwiska swojej złaji w jedno (mające sens) np. Zagraj Aria Moja.

Rozmawiamy o rasie, gdzie imię (przezwisko ogara) to rzecz historycznie istotna i wiele znaczy i trzeba sobie zdawać z tego sprawę. Hodowcy do dzisiaj często tego pilnują nadając starannie rodowodowe imiona ogarom ale nazywając domowo swego ogara, co często bywa, warto także pomyśleć o tradycji imion ogarzych i ją zachować. Wiem, że imiona często np. wybierają dzieci, ale warto przekonać je do zachowania tej pięknej tradycji ogarzej a inwencja należy do Państwa- o co serdecznie apeluję…

Beata Bleja