Strona wykorzystuje pliki cookies, które usprawniają działanie serwisu. W każdej chwili możesz wyłączyć ten mechanizm w ustawieniach swojej przeglądarki. W innym wypadku ciasteczka będą umieszczane w pamięci Twojego urządzenia.

Bajka Zagrajka o dawnych ogarkach

(czyli jak dawniej ogary hodowano)
na podstawie rozprawy hrabiego Jana Ostroroga ”MYŚLISTWO Z OGARY”
z fragmentami tego dzieła staropolszczyzną pisanego.

 

Któregoś popołudnia, znużeni szemrzącymi w liściach kroplami dżdżu, położyliśmy się na kanapie, by uciąć sobie drzemkę. Wtulony Zagrajek, rozkosznie pomrukując i posapując, opowiedział mi we śnie bajkę z dawnych czasów (z przełomu XVI/XVII wieku), kiedy to ogary były powszechnie hodowane na dworach zamożnej szlachty i w hrabiowskich włościach. Ogary tedy były cenionymi i starannie dobieranym do hodowli psami, użytecznymi podczas polowań. Nieocenioną przydatność wykazywały ogary biorący udział w polowaniach na zające, których ówcześnie w miejscowych borach i kniejach było pod dostatkiem.

 

W przy dworskich majątkach, w wydzielonych pomieszczeniach gospodarczych hodowano sfory ogarów składającą się z około dwudziestu psów, a nieraz i znacznie wiecej.

 

Opiekę nad stadem sprawowali zazwyczaj doświadczeni szczwacze - układacze chartów i ogarów, wybrani pośród poddanych, niekiedy też woźnica dworski, (było ich w psiarni trzech, do pięciu).
Przy nich przyuczał się przez lata do tego fachu kolejny, wyselekcjonowany chłopak „psiarczyk”, wykazujący się zdolnościami w tym kierunku i miłością do psów. Uczył się przygotowywania strawy dla psów, pielęgnacji, „leczenia”, przyswajania psów do polowań, stosownego trąbienia na oboju i rozróżnianiu psich cech i zdolności do polowania.

 

Na polowania zabierano jednak nie więcej niż dwanaście do szesnastu sfor.czyli 24-32 sztuk Reszta zostawała w domu z różnych przyczyn, np. choroby, okresu ciąży, wykarmiania potomstwa itp. Taka optymalna ilość pozwalała psom skupić się na poszukiwaniu i tropieniu zajęcy, których napotkać można było podówczas stadka liczące po kilka sztuk. Za każdym zającem mogły pognać po dwa, trzy psy. Łatwiej im wtedy było dogonić i dopaść zwierzynę. Nad taką też ilością psów łatwiej było zapanować myśliwym poruszającym się zazwyczaj konno.

 

Ważnym na polowaniach było właściwe trąbienie na rogach i obojach. Psy musiały rozróżniać ton trąbienia swojego myśliwca, a i rodzaj, zazwyczaj krótkiej, melodii nakazującej określone zachowanie. Polecenia wydawane psom głosowo, były wspomagane trąbieniem, bo rozbiegane po lasach psy nie zawsze usłyszeć mogły polecenia myśliwych.

 

Użytkowość ogarów była tym większa, im staranniej dobierano reproduktorów według przymiotów. Za pożądane zalety psa uważano wówczas inteligencję i ochotę do tropienia.

 

Na polowaniu ogar miał szybko i z ochotą biegać za zwierzyną (zającami) i nie tracić sił na darmo (goniąc na skróty). Ogar miał mieć dobry węch i musiał umieć rozróżniać trop zająca i innej zwierzyny od śladów zwierząt domowych, powinien rozpoznawać kierunek, w którym trop podążą i jego świeżość.

 

Określano już wtedy wzorzec anatomiczny. Pies miał mieć silny, prosty i proporcjonalny grzbiet, umięśnione, mocne nogi kątowane do biegu, osadzone na mocnej stopie. Nos miał być wielki, nozdrza przestronne, wilgotne i ruchliwe. Trąba nie zagardlona (zagardlić [zagarlić] - zwęzić, ścieśnić u góry na kształt szyi), między oczami przestronna i długa.

 

Suka powinna mieć również większość zalet, zwłaszcza radość i chęć gonienia za zwierzyną. Tolerowane były niektóre niedoskonałości przydatne na polowaniu, byle by tylko nie bałamuciła innych psów.

 

Uważano, że najlepsze szczenięta rodzą się z drugiego miotu suki, a z pierwszych kryć psa. Z pokrycia przez psy starsze (powyżej czwartego roku życia), potomstwo żyło krócej, miało słabsze uzębienie i było mniej odporne na różnego rodzaju choroby.

 

Zalecano, by krycie suki odbywało się dwukrotnie, w dwóch kolejnych dniach, w których suka jest najbardziej ochoczo nastawiona do psa. Pies nie powinien być najedzony, bo ponoć wtedy głupie szczenięta się urodzą. Suka od czwartego tygodnia ciąży nie powinna być użytkowo eksploatowana.

 

Karmienie szczeniąt przez matkę jest najlepszym sposobem odżywianiem i im dłużej suka może karmić, tym korzystniejszy ma to wpływ na rozwój szczeniąt. Trzy razy dziennie dokarmiano szczenięta owsianką na mleku na tyle rozcieńczoną, by gęste jedzenie nie spowodowało u szczeniąt wzdęć brzucha. Później dodawano do tej owsianki pokruszonego chleba. W miarę dorastania strawę okraszano tłuszczem zbieranym z gotowanych dla innych psów tłustych mięs.

 

Szczenięta z matką trzymano w wydzielonym, przestronnym miejscu, by nie narazić ich na zadeptanie przez inne psy i zaduszenie. Po trzecim miesiącu życia puszczano szczeniaki, by swobodnie biegały po obejściach dworu, a po sześciu miesiącach dołączano je do innych psów, by od dorosłych przyuczały się warunków swoistego bytowania. Stare psy karmiono raz dziennie, a młode osobno dwa razy dziennie. O tym czy szczeniak już dorósł, wnioskowano po charakterystycznych zgrubieniach kości w kolanach przednich łap. Gdy zanikły całkowicie uważano psa za dorosłego w budowie.

 

Jak już wcześniej wspomniałem szkoleniem ogarów zajmowali się szczwacze, którzy mieli pod swoją opieką maksymalnie trzy, cztery psy. Łatwo przeliczyć, że jeśli w psiarni hodowano około dwudziestu psów, to szkoleniem i chowem zajmowało się pięc osób, plus jeden lub dwóch młodych praktykantów. Szczególną uwagę poświęcano szczeniętom i ich szkoleniu. Jednak właściwszym tu jest nazwanie tego szkolenia, jak to czyni po staropolsku J. Ostroróg „wprawianiem”. Tak, psy te od najmłodszych lat wprawiano do polowania na zwierzynę, wprawiano do zgodnej, zbiorowej pracy, do tropienia, gonienia i dopadania zwierzyny, o czym psy te miały informować myśliwego swym charakterystycznym szczekaniem (graniem). Ogary wprawiano (przyuczano) w dwojaki sposób. Poprzez grupową naukę szczeniąt, gdy było ich więcej sztuk lub poprzez przykład brany z dorosłych, już wprawionych psów, w przypadku gdy było tych szczeniąt niewiele.

 

Taka gromada psów musiała nauczyć się polować zbiorowo i trzymać się razem w pobliżu jeźdźca. By młode pilnowały się swego pana (szczwacza), ten musiał go wcześniej często nagradzać kęsem chleba w sytuacjach, gdy tylko pies go zobaczył w domowych warunkach, a na otwartych przestrzeniach, gdy był pies przywoływany. To były takie dzisiejsze nagródki i zachętki stosowane w pozytywnym szkoleniu, niemniej jednak nie można powiedzieć, żeby wówczas preferowano tylko pozytywne metody szkoleń. Na polowaniu nie należało zachętkami nagradzać psa, bo wtedy pies zamiast pracować, pilnował by myśliwca, trzymając się za blisko konia. Jeśli pies oddalał się grupy i swojego pana, wtedy zalecano, by takiego psa zaganiał batem inny jeździec lub by go złapał i wychłostał. Niestety, indywidualistów nie tolerowano. W szkoleniu trzeba było być cierpliwym i systematycznym.

 

Żeby młode ogary zostały przyuczone do polowania na zające, trzeba było z nimi codziennie jeździć w obrane knieje, na łowisko. Razem z młodymi zabierano kilka doświadczonych psów, które poprzez przykład miały ich przyuczyć, by nie biegały darmo np. za ptaszkami, by nauczyły się rozpoznawać trop zajęczy, dopadać i oszczekać, czekając cierpliwie na myśliwego.
W miarę postępów w szkoleniu, odłączano pojedynczo od grupy te doświadczone psy, by młode radziły sobie samodzielnie.

 

Jeśli kupowano nowego psa lub zamieniano młode na dorosłego, a czynić tak należało by nie prowadzić hodowli wsobnej, to przy wyborze psa zwracano uwagę nie tylko na jego walory wizualne. Pies miał mieć dobry węch, co poznawano po dużym, ruchliwym i wilgotnym nosie. Miał szybko i ochoczo biegać, co rozpoznawano po krótkich, przytępionych paznokciach i otartym z wierzchu ogonie, który kaleczony by podczas buszowania w zaroślach leśnych. Jeśli pies umiał po śladzie biegać, to na nosie miał blizny lub krwawe otarcia.

K a r m i e n i e

Z przepisów wynika, że psy karmiono nie tylko regularnie o określonych porach, ale dbano o kaloryczność i urozmaicenie żywienia. Obserwowano rozwój i kondycje psów i stosownie do tego dobierano skład karmy. Posiłki przygotowywano w psiarni, gotując im w oddzielnych kotłach. Bazą posiłków był odpowiednio suszony i mielony owies, proporcjonalnie zmieszany z żytem, do którego dodawano gotowano mięso kozie, baraninę i wołowinę oraz wszelkie podroby. Nie spotyka się w opisach, by karmiono psy wieprzowiną i dziczyzną, co zgodne jest z dzisiejszymi zaleceniami żywienia psów. Przestrzegano również, by psy nie jadły trudnych do strawienia części kości. Do gotowania mięsa dodawano soli uważając, że zapobiega to procesom gnilnym i eliminuje niestrawność oraz inne choroby.
W okresie letnim, do posiłków dodawano też tłuczone, gotowane raki, co miało korzystny wpływ na odporność psów na zachorowania, a sierść była ładniejsza.

 

Konsystencja posiłku była tak dobrana, aby nie była za gęsta, ani za rzadka, o odpowiedniej, letniej temperaturze. Strawę rozcieńczano pomyjami, w których było wiele smakowitości, niekiedy czystą wodą lub mlekiem, stosownie do obciążenia psów pracą.
Dorosłe psy karmiono raz dziennie popołudniowa porą, po krótkim odpoczynku po pracy. Za niezdrowe uważano karmienie psów przed strawieniem poprzedniego posiłku.

 

Otyłość psów miała niekorzystny wpływ na ich użytkowość. Z otyłością u psów radzono sobie poprzez odpowiedni rodzaj diety. Nie głodzono psów, ani nie ograniczano ilości pożywienia. Żytnie otręby, mające właściwości oczyszczające, były w odpowiedniej proporcji stosowane w składzie posiłku. Dobór diety, w połączeniu z intensyfikacją ruchu, przynosiła oczekiwane rezultaty.

 

Sposób i rodzaj odżywiania psów miał niebagatelne znaczenie na kondycję i odporność zdrowotną, a także wspomagał leczenie chorób.

 

I tak płynnie możemy przejść do tematu:

 C h o r o b y  i  s p o s o b y  i c h  l e c z e n i a

Najczęściej występującą u psów myśliwskich była wirusowa choroba zwana wścieklizną nacechowana nadmiernym podnieceniem i agresją. Ogary wykorzystywane do polowania na zające miały częsty, naturalny kontakt ze źródłem choroby, do której zalicza się zajęczaki.

 

(prezerwatywa – w znaczeniu środek zapobiegawczy).

 

(teriak - zwany w Polsce driakwią - opracowany przez Mitrydatesa króla Pontu, 48r. p.n.e. będący mieszanką kilkudziesięciu składników i uznawany za uniwersalną odtrutkę, pochodzi z okresu aleksandryjskiego, po upadku politycznym Grecji - o wierze w jego "cudowną" moc świadczy fakt, iż był on wymieniany jeszcze w XIX - wiecznych farmakopeach).

Alternatywnym środkiem dla driakwi, była piwonia i dzika róża. Także cisowe drzewo ma właściwości lecznicze i zalecane było jako materiał do wyrobu koryta, w których podawano psom i innym domowym zwierzętom karmę.

 

Wściekliznę próbowano też leczyć drobno siekanym ołowiem zmieszanym z pajęczyną, co podawano w chlebie. Jak zaleca J.Ostroróg, dobrze też gorącym żelazem przypalić między oczami.

 

To okrutne przypalanie gorącym żelazem zalecane jest w leczeniu innych chorób i dolegliwości, np. na ślinogorz (zapalenie gardła), które leczono owijając wokół gardła wiklinowe witki.

 

Nie tylko ołów i pajęczyna, ale inne sposoby miały być skuteczne, np. podawane do zjedzenia świerszcze, proch strzelniczy w specjalnej recepturze, ale tylko dla doświadczonych, przytapianie w wodzie itp.

 

Choroby skórne były drugą często występującą dolegliwością u psów, z racji ich zbiorowego przebywania w przydworskich psiarniach. Parchy - czyli strupień lub woszczyna, pochodzenia grzybiczego i są wynikiem rozwoju w skórze pasożytniczego grzyba.

 

Chyba nie znano etiologii tej choroby, skoro uważano, że oprócz wypalania strupów należy je leczyć od wewnątrz siarką z masłem, by wypalić psu w żołądku złe wilgotności.

Objawami parchu są wilgotne strupy, łączące się ze sobą i wydające nieprzyjemny zapach pleśni. Leczono je poprzez smarowanie specjalnie przygotowywanymi maściami.

 

W dzisiejszych czasach leczenie parchów nie jest trudne. Strupy należy zmiękczyć wodą z szary mydłem lub olejem lnianym, a po ich zdjęciu zaatakowane miejsca smarować jodyną lub 10 % roztworem kwasu salicylowego, powtarzając ten zabieg aż do zupełnego wyleczenia zwierzęcia.

Pomimo dużej ilości psów w psiarni, opieka nad nimi była staranna. W przypadku postrzeżenia nadmiernego rozdęcia brzucha, co wskazywało na zaparcia stolca, nazywane „zapieczeniem”, stosowano doodbytniczo czopki z mydła lub/i zmieszane żółtko jajka kurzego z miodem i solą. Szczenięciu w takich przypadkach podawano w dużej ilości ciepłą serwatkę, co miało spowodować przeczyszczenie.

 

Z uwagi na intensywną pracę ogarów w trudnym terenie leśnym, łapy narażone były na różnego rodzaju urazy, okaleczenia i niedomagania w bieganiu. Na opuchliznę stóp stosowano zabieg upuszczania krwi z żył pomiędzy kolanem, a stopą.

 

Na weszki gnieżdżące się w stopach, opiekanie nad gorącym węglem drzewnym, aż same powypadają. Na występujące między palcami narośla (zrakowacenia) były nieuleczalne.

 

Kiedy pies kuleje... sami poczytajcie o tych torturach:

 

Mój Ty Zagrajku – choć spełniasz ówcześnie zalecane kryteria dobrego ogara; masz prosty grzbiet, duży, niezagardlony i ruchliwy nos, ochotę do gonienia i temperament oraz inne zalety, które by się spodobały hrabiemu Janowi Ostrorogowi – ja bym cię nie oddał na tak trudną służbę i choć może trochę przypominasz tamte historyczne ogarki, cieszę się, że żyjemy współcześnie.

Opracował i opowiadał Marek Bochenek

********************************************************************************************************************************

Marek Zagraj Aria 3mc

Wielki miłośnik ogarów Śp. Marek Bochenek (odszedł od nas w 2017r) ze swoim ukochanym ZAGRAJEM NN (ogar za Tęczowym Mostem) oraz 3 mc. wnuczką Zagrajka AW-ARIĄ Poszły w Las FCI